Zauważyłam go dzisiaj, jak tylko po porannej toalecie chciałam użyć perfum....
Jako że jestem (nadal jeszcze mimo wszystko) w gościach, perfumy nie mają stałego miejsca pobytu i stały na biurku. No ale jak tu ich użyć, kiedy przyszedł je obwąchać taki mały zielony stwór.
Nie chciałam go płoszyć, bo lubię zwierzęta, ani nie mam nic przeciwko konikom polnym.
Tak więc pierwsze dwie-trzy godziny upłynęły na wzajemnej obserwacji. On obejrzał dokładnie moje perfumy, a ja jego niesamowicie długie wąsiska. Nie się znam na konikach, więc jak ktoś się zna i wie, że te czułki mają jakąś fachową nazwę, to niech śmiało wrzuca.
No więc tak obserwowaliśmy się wzajemnie ... widzicie, jak on się na mnie gapi?
Aż wreszcie on postanowił mi powiedzieć, że nie czas na perfumy, teraz on sobie tę butelkę dokładnie obejrzy.
Kiedy jednak wróciłam następnym razem do sypialni, porzucił zainteresowanie moimi perfumami i poszedł powyglądać przez okno z wazonu, który tam na stałe stoi.
Nie przeszkadzałam mu, nie będę przecież latać za konikiem polnym po domu, a sama byłam jeszcze zbyt zaspana, żeby dalej o tym zjawisku myśleć.
Wreszcie usiadł sobie w wygodnej pozycji i oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pomyślała o małej sesji fotograficznej.
Pozował mi dzielnie, w międzyczasie umył sobie zakurzone mocno czułki.A tutaj próbował chyba jeść to, co z tych czułek zgarnął.
A tu właśnie kończy wylizywanie jednego czułka.
Wreszcie ponownie usiadł w tym oknie i dalej mnie obserwował.
Wysunął nawet szczękoczułki i tu wreszcie, jako długoletni posiadacz psa i człowiek żyjący z kotem załapałam, że to ma chyba odpowiadać kociemu miauuuu, kiedy to kot staje nad miską.
O, tu widać jeszcze dłuższe szczękoczułki.
A tu widać, w jakiej odległości siedzi od komputera.
No i jak takiego nie polubić od pierwszego wejrzenia.
Zadzwonił Mikael, powiedziałam mu o tym zielonym gościu, a on mi mówi, że go już kilka razy w mieszkaniu widział. No to go pytam, czy go czymś karmi, jak już ma takie zwierzątko domowe. Tak jak myślałam, nie karmił.
No ale co jedzą takie koniki polne. Na szczęście mam internet.
Po wpisaniu w guglach pytania: "Co jedzą koniki polne" weszłam na kilka różnych źródeł, w których w większości polecano trawki i owoce, niektóre podobno też zboże, np. płatki owsiane.
Inni pisali o zjadaniu przez drapieżne koniki mrówek albo chrząszczy.
No ale skąd ja mu te mrówki albo chrząszcze wezmę!
Poza tym nie chciałabym być świadkiem walki konika z mrówką, dość mam oglądania wiadomości, jeśli chodzi o wojny i morderstwa. A po trawkę musiałabym zejść na dół.
Inni pisali o zjadaniu przez drapieżne koniki mrówek albo chrząszczy.
No ale skąd ja mu te mrówki albo chrząszcze wezmę!
Poza tym nie chciałabym być świadkiem walki konika z mrówką, dość mam oglądania wiadomości, jeśli chodzi o wojny i morderstwa. A po trawkę musiałabym zejść na dół.
Najpierw ostrożnie nałożyłam mu na łyżeczkę płatków owsianych. Ale na to nawet nie raczył spojrzeć, może spojrzeć i raczył, ale już ruszyć się to nie.
Poszłam więc do lodówki i pokroiłam gruszkę....
Efekt był taki, że jak już mu tę gruszkę układałam na łyżeczce, to prawie wyskoczył z siebie, żeby zaraz się do niej dobrać.
To, co teraz przed sobą widzę, to po prostu ucztowanie. Chodzi po tym jedzonku, próbuje tu i tam, każdy kawałek jest jego. Jakby nie mógł uwierzyć, że takie szczęście go wreszcie spotkało.
Był chyba bardzo głodny, bo jadł i jadł, i nie mógł przestać.Podszedł tę gruszkę z jednej strony, potem z drugiej.
Czy na pewno to wszystko dla niego.
I to też?!
I tu z góry też pyszne, smakuje!!! Mniam, mniam, mniam!
Bałam się, że się przeje, już sobie robiłam wyrzuty sumienia, że za dużo jedzenia mu dałam na raz, przecież on taki malutki. A jak po długiej głodówce taka ilość jedzenia na raz go zabije itp...
Ale nie, ma jednak instynkt samozachowawczy.
Widzę właśnie, że schodzi z placu boju. Najadł się.
A teraz odpoczywa.
Nie wiem, czy tylko mi się wydaje, czy ma o wiele większy brzuch, niż przedtem. Ale tak zupełnie nie opuścił swojej jadłodajni.. Nie żeby mu ktoś zaraz jego osobistą łyżeczkę z jedzeniem zabrał.
O tak sobie usiadł:
No to i ja teraz mogę moją gruszkę dojeść.
Rozważam, żeby na spokojnie znaleźć jakieś opakowanie i delikatnie go znieść na dół, tam są takie ogródki, gdzie będzie mógł sobie dożyć życia na wolności. Ale jeszcze troszkę go dziś nakarmię, bo mam wrażenie, że tego bardzo potrzebuje.
Oczywiście każde zdjęcie można powiększyć, klikając w nie.
Poniższe uwagi przeznaczone są dla ewentualnych obrońców zwierząt, bo to w dzisiejszych czasach uważać trzeba.
1. Podczas pisania tego posta nie ucierpiało żadne zwierzę. Konika polnego nawet nie dotknęłam, nie łapałam go, sam się tu znalazł.
2. Koniki polne żyją na wolności, nie zamierzam go przetrzymywać, ani bawić się nim, jak tylko wymyślę, jak go delikatnie wystawić na dwór, to to zrobię. I tak nie mam pojęcia, jak tu doskoczył na to czwarte piętro.
Ja bym po prostu palec podsunęła, mam takie pyszne i całkiem zbędne skórki wokół paznokci, mniam ;)
OdpowiedzUsuńBo Ty zawsze masz jakieś niecodzienne pomysły moja Droga, ja po prostu nie wparłam na pomysł z obgryzaniem skórek :)
UsuńTo będzie pasikonik miecznikowaty, długoczułkowy Ensifera, prawdopodobnie łąkowy :)
OdpowiedzUsuńWow, jestem pod wrażeniem Twojej wiedzy! :)
UsuńDużo ich fotografuję ;)
UsuńBoże, jaki śliczny! Oszalałam ze szczęścia!!! Do mnie też włażą (na drugie piętro) przez okno, ale wtedy nie ma czasu zastanawiać się, co jedzą, bo wiem, kto je zjada. Należy zorganizować błyskawiczną akcję ratunkową! Trzy futra bowiem natychmiast się jeżą i trzy różowe, szorstkie jęzorki szykują się do oblizywania ze smakiem...
OdpowiedzUsuńW domu u mnie też się rzucają na konika piesio i kicia. Ten tutaj nie ma konkurencji, więc jak widać ma się dobrze, teraz nawet wybrał się na spacer, jak widzę. Ale powoli i nieubłaganie zmierza ponownie w kierunku jedzonka :)
Usuńno cudne:)
OdpowiedzUsuńPrawda? Zawsze najbardziej lubiłam te zielone, takie pozytywne :)
UsuńPiękna sesja :-)
OdpowiedzUsuńBo i model śliczny! :)
UsuńA to obzartuch! On naprawde przytyl na Twoim wikcie. :)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, czyli miałam rację :), brzusio mu urosło! :)))
Usuńwiesz, że zabiłaś mnie tym pytaniem w tytule... choć staram się poszerzać swoją wiedzę w temacie różnych stworzonek, to tu akurat nie wiem, co taki łapserdak jada... modliszka /jego krewniaczka/ jada wszystko, co się rusza, z mężem włącznie... z kolei szarańcza /też krewniaczka/ jada wszystko co rośnie, przy okazji powiększając liczebność populacji głodnych Murzynków /ale to już osobny temat/... wychodzi na to, że konik polny jest wegetarianinem, niewykluczone jednak, że wszystkożercą, jak człowiek lub świnia... a na czwarte piętro dotarł... hm... może ku Słońcu?... może z nudów... a może zwabił go zapach Twoich perfum... feromony potrafią cuda zdziałać...
OdpowiedzUsuńzaś technicznie, to jeśli chcesz go wykwaterować z domu, możesz to zrobić metodą bezpośrednią za okno... da radę, wykorzysta prądy powietrzne i nie nic sobie nie połamie...
pozdrawiać :)...
Wiesz co, on chodzi bardzo powoli, zastanawiam się, czy nie jest chory i czy w ogóle by przeżył na dworze, spróbuję ale najpierw go chyba jednak podkarmię.
UsuńA z czwartego piętra mógłby chyba jednak przy takim sposobie poruszania nie przeżyć!
Ależ cudny pasikonik:)). U mnie też bywają, ale jakieś szare, zamiast zielone.
OdpowiedzUsuńNajpiękniejsze według mnie są właśnie te zieloniutkie. :)
Usuńkobieta o wielkim sercu ;-) uważaj, zaraz sie plotka rozniesie i inne wielonogi przybędą na ucztę ;-))))
OdpowiedzUsuńTeż o tym myślałam i oczywiście innych nie bardzo mam ochotę gościć. :), Postaram się dziś zwrócić mu wolność, ale muszę to technicznie przemyśleć. Owocki mu tam też wyłożę, chociaż na ogródku są i trawki.
UsuńPasikonik wiedział w które okno wlecieć - wyczuł dobrą duszę która go nakarmi , zrobi świetną sesje i dzięki temu stanie się sławny :)
OdpowiedzUsuńJuż jest sławny, teraz jeszcze mu chcę wolność zwrócić. Nadal nie wiem, jak go wynieść ...
UsuńPozdrowienia!
Ojej!! Cudowny wpis, a ten Twój gość taaaaki piękny i zieloniutki :) :)
OdpowiedzUsuńTrzy razy już oglądałam te fotki. I jeszcze idę sobie popatrzeć. Ale mi się humor poprawił ;)
Marchevko - piękny jest naprawdę i dziś znów przyszedł na śniadanko, od tego zaczął dzień :)
UsuńCieszę się, że poprawiłam Ci humor!
Miły i niezbyt wiele miejsca zajmujący domownik. Cichy chyba, choć wiem, że czasami tacy jak on lubią pogrywać na skrzypeczkach:-)
OdpowiedzUsuńTen akurat nie pogrywał, może to już był starszy osobnik, bo i poruszał się niezwykle powoli... Ale nie przez cały czas, Ale o tym potem...
UsuńJaki z niego model. Pozował genialnie, a na koniec dostał za to nagrodę ;)
OdpowiedzUsuńPozował rewelacyjnie, więc i nagrodę dostał! :) Zasłużył!
UsuńPomysł z gruszką b. dobry, lepsze od jabłka, które jest kwaśne i mogłoby mu nie smakować. Kiedyś zabłąkanego do nas motyla jesienią w domu dokarmialiśmy, ile się dało, na kawałeczkach jabłka. Cukier też w kapslu dostawał, rozpuszczony. Np. na trochę ziarenek cukru dodawało się kilka kropel wody. Urzędował sobie jakiś czas, no ale w końcu padł, gdy już za oknem mocno chłodno było.
OdpowiedzUsuńTwój gość na gruszce to miał jedzenie, picie no i darmową sesję fotograficzną do portfolio :-) Chyba by też jadł jakieś wiechciowate końce trawek, roślinek, gdzie np. jest jakiś pyłek itp. Wojtek
Masz rację, ta gruszka to był strzał w dziesiątkę, dobrze, że ją miałam w domu. Motyla jeszcze nie dokarmiałam, ale z tym cukrem to też fajny pomysł, zapamiętam :)
UsuńPortfolio w każdym razie mojemu zrobiłam pełne!
Ale gdy taki przez 2 tygodnie bez przerwy ,,śpiewa'', można mieć dość! W dodatku zakamuflowany tak, że nie sposób wynieść do ogródka... Bo siedzi za segmentem.
OdpowiedzUsuńTen nie śpiewa - albo nie ma dla kogo, a może jest chory, chodzi bardzo wolniutko.
UsuńNo ale takiego śpiewaka faktycznie można mieć dosyć.
ja polecam delikatnie złapać i wynieść na trawę. Nic mu tej wolności nie zastąpi.
OdpowiedzUsuńMyślisz, że tak normalnie do ręki? Nie chcę mu połamać tych delikatnych czułek, bo on tym przecież bada świat. Może uda mi się go złapać w jakiś pojemniczek i wynieść. Chyba zaraz się za to zabiorę, póki co widzę.
UsuńDoniosę, czy i jak to wyszło!
No proszę jaka zoologiczna interwencja
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wiem, trochę żem spóźniony, ale dopiero teraz spojrzałem u siebie na blogu twoje zapytanie o tego zwierza :D
OdpowiedzUsuńNa początku moje gratulacje. Twój prostoskrzydły to wątlik z gatunku Leptophyes punctatissima, czyli daleki krewniak pasikoników. To rzadki gatunek, znany w naszym kraju z nielicznych stanowisk. Dodam także, że twój osobnik to samczyk. Co do pokarmu jakim się żywi, to w przeciwieństwie do swoich większych kuzynów (np. owadożernego pasikonika zielonego) jest on głównie roślinożercą (co widać po jego zamiłowania do gruszek), choć pewnie nie pogardzi jakimś małym owadem pokroju mszycy, gdy nawinie mu się pod aparat gębowy.
Sam wątlik na pewno najlepiej poczuje się na wolności, wystarczy go wystawić za okno, albo wynieść gdzieś na jakieś roślinki za domem, a on już sobie poradzi :)
Fajnie, że się odezwałeś, ale nie mogłam czekać tak długo na pomoc. :)
UsuńDziękuję za ekspercką opinię i dokładne wiadomości!
Dzięki Tobie wstępnie dowiedziałam się, co mu dać do jedzenia, więc i tak masz w tym swoją zasługę :).
Jak widać z ciągu dalszego tej historii, pasikonik poradził sobie, a ja z nim.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dalszego ciągu pisania tak ciekawego bloga!